The Wandering Angel |
Diabelnie przystojny i piekielnie podstępny czort przemierzający ulice
miast i miasteczek, dawniej w czarnej Wołdze z białymi oponami, dziś w
luksusowym BMW z rogami zamiast lusterek, zaczepiający bogu ducha winnych
przechodniów niewinnym pytaniem o godzinę, porywający dzieci i czyhający na
narządy wewnętrzne – to tylko jedna z najbardziej znanych miejskich legend, obiegających
metropolie lotem błyskawicy i elektryzujących społeczeństwo.
Powszechnie wiadomo, że większość
ludzi przejawia trudną do wytłumaczenia skłonność do wystawiania na próbę
swoich nerwów, mówiąc wprost wielu z nas po prostu lubi się bać. Z tej
niezwykłej prawidłowości skrzętnie korzystają autorzy horrorów, pisarze,
scenarzyści i producenci filmowi. Jak się okazuje najlepsze scenariusze pisze
jednak samo życie, dlatego tak niesłabnącą popularnością cieszą się
przekazywane drogą pantoflową miejskie legendy, wywołujące dreszcz emocji i
niezdrowe podniecenie. Oto kilka najczęściej powtarzanych „urban legends,” z
powodu których wiele niewiast nie zmrużyło oka przez kilka nocy z rzędu, a i
niejeden rosły facet obejrzał się z niepokojem za siebie wracając do domu
późnym wieczorem.
Wystrzegaj się lizusów
Historia miała miejsce w jednym z
niewielkich miasteczek, z pozoru podobnym do miliona innych. Mieszkająca na
uboczu poczciwa staruszka od śmierci męża spędzała czas głównie na
szydełkowaniu, spacerach do pobliskiego sklepiku i plotkowaniu z najbliższymi sąsiadkami.
Jedyną jej prawdziwą radością w jesieni życia był Ciapek, mały, figlarny
kundelek ze śmieszną łatką na grzbiecie. Od kilku lat sympatyczny piesek i jego
pani byli niemal nierozłączni. Każdego wieczoru wierne zwierzę przed snem
lizało dłoń swojej dobrodziejki zapewniając poczucie bezpieczeństwa i spokój
ducha. Pewnej deszczowej nocy kobietę zbudził niespodziewany huk błyskawicy przeszywającej
powietrze. Zimny pot skropił czoło staruszki. Na szczęście tuż przy łóżku leżał
jej nieodłączny towarzysz, który jak zwykle delikatnie polizał jej dłoń. Emocje
natychmiast opadły i starowinka na powrót zapadła w głęboki sen. Następnego ranka,
jak co dzień starsza pani skierowała swe pierwsze kroki do toalety, gdzie
dokonała makabrycznego odkrycia. Na podłodze łazienki w kałuży krwi spoczywały
zwłoki jej kudłatego przyjaciela, a na lustrze widniał mrożący krew w żyłach napis:
„Człowiek też może lizać dłoń!”
Uciekaj, nie oglądaj się za siebie
Babskie spotkania to doskonały
sposób na poprawę nastroju i zregenerowanie sił po ciężkim tygodniu poświęconym
rodzinie. Czasem jednak chęć oderwania się od obowiązków dnia codziennego może doprowadzić
do nieoczekiwanych, trudnych do przewidzenia rezultatów. Podobnych do tych,
przedstawionych w niniejszej historii. Młoda kobieta spędzająca wieczór u swej
przyjaciółki straciła nieco poczucie czasu, a gdy wreszcie zorientowała się, że
najwyższa pora wracać, z pewną przykrością skonstatowała, że na zewnątrz jest
już całkiem ciemno. Niezrażona jednak tym faktem postanowiła nie zostawać na
noc i wracać samochodem do domu. Po wylewnym pożegnaniu zasiadła za kierownicą
swego kompaktowego auta i z animuszem ruszyła przed siebie. Droga upływała
spokojnie i w oddali majaczyły już światła podmiejskiego osiedla, na którym
mieszkała. Zanim jednak mogła zaparkować samochód na podjeździe musiała jeszcze
pokonać kilkukilometrową wąską drogę biegnącą przez las. Mniej więcej w połowie
tego rzadko uczęszczanego odcinka kobieta z w światłach reflektorów ujrzała
powalone młode drzewo tarasujące przejazd. Z duszą na ramieniu wysiadła z samochodu
i zaczęła powoli metodycznie przesuwać zawalidrogę. Kiedy prawie kończyła, w
oddali zobaczyła światła ogromnej ciężarówki pędzącej w jej kierunku. Nie miała
zamiaru czekać na rozwój wydarzeń, ostatnim wysiłkiem woli zepchnęła drzewko z
drogi i szybkim krokiem skierowała się do zaparkowanego samochodu. W chwili,
gdy zatrzaskiwała drzwi swego pojazdu we wstecznym lusterku ujrzała kierowcę ciężarówki,
ogromnego, brodatego mężczyznę, opuszczającego wóz i biegnącego w jej kierunku.
Emocje wzięły górę, kobieta z piskiem opon ruszyła z miejsca i gnała co sił,
aby jak najszybciej zgubić prześladowcę. Ku jej rozpaczy rosły facet wskoczył
do szoferki i ruszył w pościg. Za każdym razem, gdy zdesperowana dziewczyna
myślała, że udało jej się zgubić natręta ryk klaksonu burzył ciszę, a światła
ciężarówki przecinały mrok. Pogoń trwała niemal pod same drzwi domu przerażonej
kobiety. Na widok dziewczyny wbiegającej do domu jej ojciec i mąż natychmiast
zaczęli dociekać co się stało. Blada, jak ściana dziewczyna wskazała tylko na drzwi,
w których stanął właśnie śledzący ją kierowca ciężarówki. Po krótkiej rozmowie
z ojcem facet wyznał zgromadzonym zaskakującą prawdę. Twierdził, że ścigał
samochód dziewczyny, ponieważ był świadkiem, jak podczas odciągania przez nią przeszkody
na tylnym siedzeniu jej samochodu
zaczaił się morderca z siekierą. Za każdym razem, gdy próbował on zaatakować panienkę
obserwujący wszystko z kabiny ciężarówki szofer naciskał na klakson i dawał
znak światłami, czym prawdopodobnie uratował jej życie.
Tu byłem, Kilroy
Ta historia jest dosyć prosta i
zamiast przerażenia budzi raczej uśmiech na twarzach odbiorców. Swego czasu
jednak postać legendarnego Kilroya budziła niepokój i spędzała sen z oczu samemu
Adolfowi Hitlerowi. Wszystko zaczęło się prawdopodobnie podczas drugiej wojny
światowej, w jednej z amerykańskich stoczni umiejscowionej w Massachusetts. Pracujący
tam w charakterze inspektora okrętowego James Kilroy zwykł pieczętować
pozytywnie zakończoną inspekcję okrętu, umieszczając na jego kadłubie
żartobliwy napis: „Tu byłem, Kilroy.”
Ten sympatyczny zwyczaj szybko znalazł
rzeszę naśladowców. Od tej pory tysiące amerykańskich żołnierzy biorących
udział w bitwach na wielu frontach ozdabiało fasady domów i pogruchotane mury
podobizną śmiesznego człowieczka z wielkim nosem i podpisem „Kilroy was here.” Ta niewinna zabawa alianckich oddziałów stała
się przyczyną zmartwień samego fuhrera, który doszukiwał się w niej
działalności jakiegoś bliżej nieznanego, diabelnie sprytnego szpiega, pojawiającego
się ni stąd, ni zowąd w różnych częściach świata. Zabawny zwyczaj przetrwał do
dzisiaj, a tajemniczą inskrypcję odnaleźć można w najdalszych zakątkach naszego
globu, zdobi ona m.in. Statuę Wolności, czy Łuk Triumfalny.
To zaledwie kilka przykładów z
bogatej miejskiej mitologii, na którą składają się liczne opowieści o duchach,
mordercach, szalonych autostopowiczach, czy przybyszach z kosmosu.
Źródła:
Komentarze
Prześlij komentarz