Jurajskie warownie przez wieki
stanowiły ważny element w systemie obronnym Rzeczpospolitej, na którym łamały
sobie zęby kolejne hordy nieprzyjaciół oblegających państwo polskie. Jak grube
są podwaliny olsztyńskiego zamku i niezłomne serca broniących go rycerzy miał
się przekonać również arcyksiążę austriacki Maksymilian Habsburg. Gdy w 1587
roku gruchnęła wieść o śmierci Stefana Batorego, Habsburg postanowił spełnić
swe ambicje i stać się wkrótce jedynym pretendentem do królewskiego tronu.
Droga na Zamek Królewski w
Krakowie wiodła jednak przez Olsztyn, gdzie Maksymilian Habsburg nie mógł
liczyć na zdobycie zbyt wielu popleczników w swych dążeniach. Dufny arcyksiążę
nie zamierzał jednak zatrzymywać się w drodze do korony. Nie bacząc na bitewną
sławę obrońców Olsztyna nakazał niezwłoczne oblężenie zamku. Nad mieszkańcami zamku zawisły gęste, ciemne chmury. Męstwo i upór
ukrytych za solidnymi murami Polaków okazały się jednak silniejsze niźli
zajadłość wrogich wojsk próbujących wedrzeć się do środka obleganej twierdzy.
Wówczas to po raz pierwszy
przebiegły austriacki książę uciekł się do fortelu. Wyprawieni przez najeźdźcę
posłowie dwoili się i troili, aby przekonać, dowodzącego obroną Karlińskiego do
poddania zamku. Czegóż nie naobiecywali, czymże nie kusili, byle tylko zdobyć poparcie
olsztyńskiego starosty. Wszystko jednak na nic. Kacper Karliński pozostawał
głuchy na obietnice rozmaitych przywilejów i zaszczytów, jakie miały na niego spłynąć,
jeśli tylko ulegnie przeciwnikowi i umożliwi dalszy pochód nieprzyjacielskich wojsk.
Niewzruszony Karliński odesłał jednak poselstwo z niczym.
Wielka duma i niezwykła hardość
rycerza rozwścieczyły wnet zdesperowanego pretendenta do tronu. Urażona ambicja
podsunęła Habsburgowi szatański plan, który miał niebawem wcielić w życie.
Trwał właśnie kolejny dzień
oblężenia, w czasie którego Austriacy zaciekle atakowali zamkowe mury, próbując
sforsować zamknięte na głucho bramy. Obrońcy zamku z namaszczeniem ładowali
broń, podtaczali armaty i rozpalali lont w zrzucanych na głowy atakujących
pociskach, gdy nagle pośród dymu armat i bitewnego zgiełku oczom walczących
ukazał się niespotykany widok.
Na czele kolumny ruszającej
właśnie do szturmu od strony austriackiego obozu maszerowała blada z
przerażenia kobieta, tuląca do piersi dziecko. Rozogniony w bitewnym szale,
miotający na przemian przekleństwa i rozkazy Karliński zamarł nagle jak wryty.
W popędzanej przez Austriaków na przód kobiecie rozpoznał natychmiast znajomą
piastunkę, a w trzymanym na jej rękach dzieciątku własnego, kilkumiesięcznego
synka. Przebiegły austriacki arcyksiążę, wiedząc o niezmiernej miłości ojca do
swego dziecka, nakazał porwać chłopca z pobliskiego Karlina i tym sposobem
skłonić mężczyznę do poddania zamku.
Służący pod komendą starosty
żołnierze pojęli natychmiast, jak wielkiego łotrostwa są świadkami. Stanęli
niczym zahipnotyzowani opuszczając nabitą broń. Wszyscy w milczeniu spoglądali na
twarz Kacpra Karlińskiego, który z nieopisanym wyrazem bólu przyglądał się
osobliwej scenie. Dźwięcząca w uszach cisza nie trwała zbyt długo, zdesperowany
Karliński wyrwał broń z rąk najbliższego strzelca, podniósł muszkiet do oka, wymierzył.
Huknął odgłos wystrzału. Zaraz po nim kolejny i następny. Bitwa rozgorzała na
nowo, usadowieni na murach strzelcy, z jeszcze większym zacięciem posyłali kulę
w kierunku szturmujących nieprzyjaciół, którzy wkrótce byli zmuszeni salwować
się ucieczką.
Tak oto, jak głosi wieść,
niezłomny starosta olsztyński Kacper Karliński, niczym biblijny Abraham nie
zawahał się poświęcić własnego syna w imię tego, w co wierzył.
Autor: Łukasz Sikora
Autor: Łukasz Sikora
Komentarze
Prześlij komentarz